niedziela, 26 stycznia 2014

From Spike With Love?

Kilka lat temu Sofia Coppola nakręciła niezwykle smutny i przejmujący film o samotności, braku porozumienia i izolacji. Pomimo wielu kolejnych filmów, to właśnie 'Między słowami' pozostaje tym najbardziej osobistym i najtrafniej portretującym wyobcowanie i zagubienie jednostki we współczesnym świecie. W późniejszych wywiadach Coppola nie ukrywała, że wiele doświadczeń oparła na swoim życiu, a tworząc postać męża głównej bohaterki inspirowała się swoim byłym mężem, z którym rozstała się w roku premiery filmu. Był to swoisty list, który do niego napisała i na który dziś, po dziesięciu latach, dostaje odpowiedz. Pod owym listem podpis swój składa Spike Jonze, intrygująco tytułując go 'Her'.
W 'Her' analogii do filmu Coppoli jest wiele i są one widoczne gołym okiem. Już samo obsadzenie w roli Samanthy, głosu Systemu Operacyjnego, w którym zakochuje się bohater, Scarlett Johansson jest wymowne - aktorka grała również główną rolę w 'Miedzy słowami'. Ponadto cały ten klaustrofobiczny klimat, surowe i puste wnętrza, wielkomiejskie, bezduszne obrazy za wielkimi oknami przez które z nostalgią patrzą bohaterowie obu filmów, niewątpliwie są wspólnym ich mianownikiem. Przywołują skojarzenia z ogromnymi akwariami, za którymi dzieje się prawdziwe życie, ale tylko z pozoru. Bo świat tam jest również zabiegany, ludzie nie mają czasu ani chyba ochoty na kontakt fizyczny z drugim człowiekiem, nie chce im się nawet napisać samodzielnie listu czy kartki urodzinowej. W 'Her' robią to za nich maszyny i obsługujący je ludzie. Neonową stylistykę Tokio zastąpiła zamglona amerykańska metropolia przyszłości - równie chłodna i obojętna. Można by oczywiście powiedzieć, że Spike po prostu inspirował się filmem byłej żony, wszak to bardzo dobre dzieło, gdyby nie postać Catherine.
Catherine to była żona Theodore'a, którego poznajemy, gdy próbuje odbudować swoje życie po rozstaniu. Wcielająca się w tę postać Rooney Mara, niezwykle naturalna, całkowicie saute, do złudzenia przypomina Coppolę. I wydaje się, że ten z pozoru poboczny wątek filmu - na pierwszym planie jest relacja Theo i Samanthy - jest tak naprawdę sednem całej historii. Utrzymane w melancholijnym tonie liczne retrospekcje szczęśliwych chwil z Catherine ciągle przewijają się w głowie bohatera jako wyraz tęsknoty za tym co było. Wydaje się, jakby Spike chciał tym filmem powiedzieć, że dorósł, zmienił się, wiele rzeczy zrobiłby inaczej i nie popełniłby tych samych błędów. Jakby Coppola zadała dziesięć lat temu pytanie co poszło nie tak i dlaczego, a Spike filmem 'Her' jej na nie odpowiedział. Finalny monolog Theodore'a, list który 'pisze' do Catherine, to tak naprawdę list Spike'a do Sofii. List dojrzalszego i znacznie mądrzejszego mężczyzny, który zrozumiał bardzo wiele.
Podobnie jak w przypadku Theodore'a, który pisze listy w imieniu innych, pracą Spike'a jest przywoływanie własnych doświadczeń, ubieranie ich w uczucia i emocje obcych ludzi i finalnie przekazywanie nam w formie filmu. W każdej niemal scenie 'Her' widać, że tym razem tych osobistych przeżyć i emocji było znacznie więcej. Mimo, że porusza w nim kwestie przyszłości, miłości do systemów operacyjnych, zdaje się nie zwracać na to zupełnie uwagi. Traktuje związek Samanthy i Theodora jako coś najnormalniejszego na świecie. Świetne aktorstwo wąsatego Phoenixa w połączeniu z cudownym, przyprawiającym o dreszcze głosem Johansson sprawia, że wierzymy im bezgranicznie. Sposób w jaki aktorka wymawia imię bohatera sprawia, że chce się prosto z kina pobiec do odpowiedniego urzędu i zmienić imię na Theodore! Na uwagę zasługuje również wspaniała ścieżka dźwiękowa autorstwa Arcade Fire i wykonanie w filmie przez Johansson nominowanej do Oscara piosenki 'Moon song' - jednej z piękniejszych miłosnych ballad filmowych ostatnich lat!
Być może wszystko to, co powyżej przeczytaliście jest sporą nadinterpretacją. Nie zmienia to jednak faktu, że Spike zrobił naprawdę piękny, chwilami zabawny ale także dołujący i smutny film. Film, który swoim spokojem i melancholią krzyczy nam prosto w twarz jedną niezwykle istotną rzecz: nie ważne jak, nie ważne z kim, nie ważne gdzie - ważne żeby być zwyczajnie, po ludzku szczęśliwym. Natomiast takie domniemania, dywagacje nad tym, czy faktycznie jest to odpowiedz na film byłej żony, nam postronnym widzom dodają tylko ekscytacji podczas seansu. Warto bowiem przed obejrzeniem 'Her' przypomnieć sobie 'Miedzy słowami' i zobaczyć wspaniały i dojrzały dialog byłych kochanków w pełni.

Her (2013) reż. S. Jonze

środa, 22 stycznia 2014

Ludzie z blizną

Jest w tym filmie taka scena, gdzie jego główna bohaterka Grace, musi wraz z dwoma kolegami uspokoić rozwścieczoną podopieczną ośrodka, w którym pracują. Ojciec rozchwianej emocjonalnie nastolatki wystawił ją w jej urodziny i ta wpadła w furię. Podczas szamotaniny, na twarzy Grace ląduje muffinka, którą wcześniej podarowała nastolatce z okazji jej święta. Gdy po chwili udaje się uspokoić dziewczynę, jeden z współtowarzyszy Grace (prywatnie jej chłopak) pyta ją, jakby nigdy nic, jak jej smakowało ciastko. Grace patrzy na niego zmęczona. Delikatnie się uśmiecha. Dzieje się magia. Z jej twarzy znika całe napięcie, uchodzą z nich wszystkich negatywne emocje, rozładowują się.
Sceny jak ta, oprócz gęsiej skórki na plecach, sprawiają że film nabiera w naszych oczach szacunku i autentyczności. Delikatnie balansując na granicy emocjonalnego tornado i małych niedopowiedzeń, młody reżyser przedstawia nam kilka trudnych historii, dziejących się w obrębie tytułowego Short Term 12 - ośrodka dla młodzieży z problemami, po przejściach. Zastajemy ich, gdy do zespołu opiekunów dołącza nowa osoba. Grace wprowadzając 'nowego' udziela mu rad jak postępować z wychowankami. Mówi, że nie jest ani ich rodzicem, ani terapeutą. Jego zadaniem jest stworzenie im przyjaznego środowiska. Łatwo powiedzieć - trudniej zrobić. Młoda opiekunka bardzo szybko przekonuje się na własnej skórze, że niełatwo zachować dystans, zwłaszcza gdy w grę wchodzą tak silne emocje. Sama w życiu przeszła wiele, dlatego tak dobrze rozumie i dogaduje się z tymi dzieciakami, co widać w każdej scenie. Film jest prowadzony naprawdę dobrą ręką. Cretton, za każdym razem gdy historia ma szanse chociażby otrzeć się o banał, zrywa ją w zupełnie innym kierunku - zaskakuje. Piękna scena, gdy Jaden opowiada historię o rekinie i ośmiornicy jest najlepszym przykładem tego, z jaką łatwością i wyczuciem reżyser utrzymuje film pomiędzy powściągliwością i surowymi uczuciami. 
'Short Term 12' to film o bliznach. Bliznach niekiedy fizycznych, innym razem emocjonalnych ale zawsze dotykanych z czułością i zrozumieniem, że to głębokie rany. To film o bólu i gojeniu, izolacji i strachu, potrzebie i wściekłości. Sundance w absolutnie najlepszym wydaniu, z ciekawymi kadrami, mądrym scenariuszem i wspaniałą kreacją młodej Brie Larson, która od niedzieli ma nowego, wielkiego fana.

Short Term 12 (2013) reż. D. Cretton

sobota, 18 stycznia 2014

Gra wstępna

Lars, niczym rasowy donżuan, robi wszystko żeby zaciągnąć nas do łóżka. Obiecuje złote góry, szokujące przeżycia, rzeczy których nigdy wcześniej nie widzieliśmy i nie doświadczyliśmy w kinie. Jest pewny siebie, zna swoją wartość. Ma nad nami przewagę. Szybko ulegamy jego namowom, mimo że doskonale wiemy, że chodzi mu tylko o jedno. Na randce faktycznie zaskakuje, ale nie tym, czym obiecywał. Wszystkie bariery przełamał już wcześniej, szokować również nie za bardzo ma już czym. Zaskakuje więc poczuciem humoru, błyszczy inteligencją, pięknie opowiada. Uwodzi nas szybko. Zabiera do siebie. W mgnieniu oka zdejmuje z nas cały wstyd i jak na doświadczonego kochanka przystało, rozpoczyna długą i soczystą grę wstępną.
W dusznym studyjnym kinie, pełni ekscytacji i napięcia pocimy się, a Lars coraz ostrzejszymi scenami sprawia, że stajemy się wręcz mokrzy. Pieści nas namiętnie, doskonale wie co zrobić, żeby było nam dobrze.  Zgrabne ręce utalentowanego artysty bez trudu przyprawiają nas o gęsią skórkę. Pięknymi ujęciami łechce nasze zmysły estetyczne. Muzyką delikatnie skubie czubki naszych uszu, żeby po chwili ostentacyjnie włożyć do nich jęzor w postaci piosenki Rammstein na początku i końcu filmu. Penetruje naszą psychikę coraz większymi kontrastami, sprzecznościami, niewiarygodnymi historiami. Nie sili się na przekonywanie nas o ich autentyczności. Ustami tytułowej bohaterki Joe, posuwa się po kolejnych aktach tej seksualnej wyprawy. Opowiada.
Już pierwsze słowa opowieści Joe nakreślają jej tempo i nadają charakter postaci. 'Swoją "cipę" odkryłam w wieku dwóch lat' - zaczyna. Śmiejemy się nerwowo i wiemy, że to nie będzie grzeczna bajeczka. Bez eufemizmów, marnowania czasu - to zawsze jest jej "cipa" i nic delikatniejszego. Dla nastoletniej Joe seks jest grą, rodzajem buntu przeciw miłości, zabawą. Dla nieco starszej uzależnieniem, reakcją na stres. Lars wprowadza do filmu Seligmana, starszego mężczyznę, któremu  nimfomanka streszcza swoją fascynującą historię, jako swoisty katalizator, zmiękczacz. Szuka on w kolejnych wybrykach Joe numerologicznych wyjaśnień, albo porównuje je do koncepcji polifonicznej muzyki Bacha, wędkarstwa czy twórczości Edgara Allana Poe. Seligman jako obrońca niemal każdego haniebnego czynu nimfomanki znajduje wytłumaczenie nawet dla podniecenia w chwili śmierci jej ojca. O dziwo wytłumaczenie na tyle wiarygodne, że trochę je kupujemy. Wiemy bowiem doskonale, że reżyser inteligentnie sobie żartuje i sprawia, że się śmiejemy. Pozwalamy mu na to, a on daje nam do zrozumienia, że to tylko zabawa, nic poważnego, ale czy do końca?
Lars jest też czułym kochankiem. Pod całą tą kołdrą seksualnych uniesień i perwersji, przemyca w 'Nimfomance' odrobinę romantyzmu. Przewijający się przez cały film wątek Jerome'a - pierwszego kochanka, pierwszego zauroczenia Joe - symbolizuje miłość, tajemniczy składnik udanego seksu, satysfakcji. W tym kontekście słowa Joe: 'Wypełnij wszystkie moje dziury', mają wymiar znacznie bardziej metaforyczny i... głęboki niż mogłoby się wydawać. Po nich wiemy, że namiętna gra wstępna, którą jest pierwsza część 'Nimfomanki' to przedsmak filmowego orgazmu, który zapewni nam Lars dopełniając dzieła częścią drugą.

Nimfomanka cz. 1 (2013) reż. Lars von Trier

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Leo You Bastard, Martin Wariacie!

Chciwość jest grzechem. Jednym z najcięższych. Budzi najmroczniejsze żądze, popycha ludzi do najgorszych czynów, demoralizuje, odczłowiecza, łatwo wchodzi w koniunkcję z innymi grzechami. Jest najprostszą przepustką do piekielnych otchłani. Gdy raz wejdzie się na jej drogę, ciężko potem zawrócić i żyć niczym dobry, prawy człowiek. Bla, bla, blaaa! Właśnie w ten sposób Scorsese rozprawia się z tego typu komunałami i przewracając ze znudzenia oczami, tworzy jeden z lepszych filmów w karierze i zdecydowanie najlepszy film tego roku, a mamy dopiero początek stycznia!
Zachwyca już sekwencja otwarcia, która jest tylko preludium tego co nas czeka później. W trakcie tych kilkunastu sekund widzimy prostytutki, nagie prostytutki, kokainę na nagich prostytutkach, wypięte pośladki nagiej prostytutki... a między nimi Leo! Poznajemy Jordana Belforta, autentyczną postać, legendę Wall Street, który dzięki sprytowi, wspaniałym zdolnościom przywódczym i niezwykłej charyzmie, błyskawicznie wspiął się na szczyt kariery. DiCaprio, 'burząc czwartą ścianę' co w filmie będzie częstym zabiegiem i co NWwŻPF bardzo lubi, opowiada nam o swoim majątku, żonie której Barbie może czyścić buty, drodze na szczyt. Wspomina również o swoim Ferrari, które nie było czerwone, a białe jak Dona Johnsona z 'Miami Vice'. Chwali się? Jest próżny? Oczywiście! Bo 'Wilk z Wall Street to wspaniała, niezwykle brawurowa pochwała nihilizmu i pychy, w której bohaterowie dosłownie oddychają białym proszkiem, garściami łykają wszelkie możliwe -iny i -axy, tarzają się w zielonych setkach i posuwają dosłownie wszystko, co stanie na ich drodze (i jest piękne). Są pewni siebie, zarozumiali, nastawieni na absolutny sukces. Są królami życia, których nic nie może powstrzymać.
Scorsese dla nas widzów również jest niezwykle hojny i łaskawy. Sprawia, że przez trzy godziny wchodzimy w ten świat, bawimy się razem z nimi, patrzymy na to co oni. Przeżywamy motywujące gadki Belforta i dzięki wspaniałej grze DiCaprio wierzymy w każde jego słowo. Chcemy być nim, z nim, obok niego. Nawet gdy historia zaczyna się trochę męczyć, nasza euforia wciąż szaleje w najlepsze! 'Wilk z Wall Street' jest komedią, ale nie taką, na której zrywa się boki, chociaż momentów nie brakuje. Przezabawne cameo Matthew McConaugheya, czy świetna scena powrotu nawalonego Belforta z klubu golfowego to tylko perełki, których w filmie jest więcej. Dodatkowo DiCaprio, który pokazał się z zupełnie innej, komediowej strony, chociaż jeśli się głębiej zastanowić, to nie do końca. Tworząc chyba najlepszą rolę w karierze, sporo czerpał ze swojej kreacji w 'Złap mnie jeśli potrafisz' Spielberga - to bardzo podobne role, jednak jego Belfort nie ma żadnych hamulców. Uzbrojony w ogromną charyzmę i pewność siebie śmiało idzie na wojnę z zapyziałą Akademią, by zdobyć tak bardzo zasłużonego Oscara. Odebrany niedawno Złoty Glob to bardzo dobra wróżba na tej drodze.
Scorsese nie ocenia, nie krytykuje, nikogo nie wychowuje, nie grozi również palcem. Zamiast tego woli wtykać świeczki swojemu ulubieńcowi w zakazane miejsca i bawić się w najlepsze z resztą ekipy. Bo 'Wilk z Wall Street' to przeżycie ekstremalne. Jeden z tych filmów, które zaskakują cały czas! Ale jak zaskakują! Gdy już myślisz, że nic Cie nie zdziwi, że widziałeś już wszystko, wtedy BAM! Martin dowala z jeszcze grubszej rury, a ty masz dosłownie chwile na pozbieranie szczęki z podłogi przed kolejnym uderzeniem. 'Wilk z Wall Street' jest jak wciąganie przez studolarówkę najlepszego towaru z pośladków najdroższej prostytutki w mieście. Wiesz, że to złe, puste i niewiele znaczące przeżycie, chwilowa euforia, po którym spojrzysz na swoje nudne, szare życie i poczujesz się jeszcze bardziej mały i żałosny, siedząc w tym samym wagonie metra co Agent Denham. Te trzy godziny seansu dają jednak takiego kopa i sprawiają tak wiele przyjemności, że chcesz to robić ciągle, i ciągle, i ciągle... Bez końca!

Wilk z Wall Street (2013) reż. M. Scorsese

niedziela, 12 stycznia 2014

25 Najlepszych Filmów wg. Nie Wierzę w Życie PozaFilmowe!

Rok 2013 pod względem filmowym przyniósł wiele miłych zaskoczeń, kilka mniejszych lub większych rozczarowań i przede wszystkim bardzo dużo dobrego, a nawet bardzo dobrego kina. Rok, w którym swoje nowe filmy pokazywało wielu cenionych i lubianych przez NWwŻPF reżyserów, jak Refn, Coppola, Cianfrance, Polański, Tarantino, Korine, Vinterberg i wielu wielu innych. Problem jednak w tym, że nie przyniósł chyba ani jednego filmu, który uderzył by w NWwŻPF, powalił na kolana, sparaliżował i nie pozwolił o sobie zapomnieć przez bardzo długi czas. Stąd też tak wiele filmów nadawało się do pierwszej dziesiątki tego zestawienia, ale był spory problem z wyborem tego jednego, najlepszego. NWwŻPF z góry uprzedza też, że nie widziało wszystkich polskich premier i kilku, podobno świetnych filmów, w tym zestawieniu właśnie z tego powodu nie znajdziecie, np. 'Pieta', 'Ida' 'Przeszłość', czy 'Za wzgórzami'. Tym samym NWwŻPF zobowiązuję się do rychłego nadrobienia zaległości i jeśli tylko będą to faktycznie godne uwagi pozycje, poinformowania Was o tym. A teraz zaczynamy odliczanie...

25. Bling Ring, reż S. Coppola

Nikt nie potrafi tak przenikliwie wejść w świat nastoletniego umysłu jak Sofia Coppola. Tym razem dostajemy bardzo głęboką analizę bardzo płytkich ludzi. Coppola jest wyjątkowo brutalna wobec przedstawicieli pokolenia 'Jukendens', uwieczniających każdą minutę swojego 'fancy' życia na tzw 'samojebkach', dla których celebryci są bogami, a facebook wyrocznią. Pokazuje ich infantylizm, naiwność i bezgraniczną głupotę - głupsza od nich jest tylko Paris Hilton. Cały tekst...

24. Blue Jasmine, reż. W. Allen

Blue Jasmine
Woody Allen coraz bardziej gubi się i zjada swój własny ogon. Ciężko szukać świeżości w jego filmach, konsekwentnie idzie dawno wydeptanymi ścieżkami. Dla niektórych to zarzut, inni uważają, że taki już jego styl, urok. Nie inaczej jest w przypadku 'Blue Jasmine'. Jest jednak coś, dla czego warto obejrzeć ten film - Cate Blanchett. Aktorka stworzyła zdecydowanie najlepszą rolę w karierze, wcielając się w gadatliwą neurotyczkę zagrała Allena lepiej niż sam Allen. W połączeniu z kilkoma niezłymi kwestiami, którymi reżyser ją uraczył daje nam może nie wybitny obraz, ale godna uwagi komedię.

23. Drugie oblicze, reż. D. Cianfrance

Derek Cianfrance trochę zawiódł, albo oczekiwania po genialnym 'Blue Valentine' były po prostu zbyt wysokie. 'Drugie oblicze' to solidna bardzo mocna rzecz, która staje się jeszcze mocniejszą gdy na ekranie pojawia się Gosling. Reżyser znów rozprawia o ojcostwie, tym razem z perspektywy trzech mężczyzn i tego jaki wpływ na ich życie miał właśnie ojciec. Melancholijnie i na wyciszonych tonach opowiada o trudnych i bardzo emocjonalnych sprawach. Trzy akty, trzy inne historie i niestety trzy bardzo różne poziomy opowiadania.

22. Cezar musi umrzeć, reż. P. Taviani, V. Taviani

Drugie oblicze
Ekranizacji dramatów Szekspira było wiele, jednak ta zaproponowana przez legendy włoskiego kina, Braci Taviani, jest wyjątkowa. Stworzyli poruszający obraz z pogranicza dokumentu, reportażu z prób do sztuki i przede wszystkim wciągającej fabuły. Aktorami są prawdziwi więźniowie, a historia Cezara jest tutaj tylko tłem, a jednocześnie silnym bodźcem do refleksji dla występujących w niej skazańców. W kolejnych scenach uświadamiają sobie wagę popełnionych czynów, poznają prawdę o samych sobie. Film jest o wewnętrznej przemianie, odkrywaniu siebie na nowo i narodzinach świadomości.

21. Broken, reż. R. Norris

Skunk ma 11 lat. Dojrzewa. Jej życie diametralnie zmienia się każdego dnia. Nowa szkoła, pierwszy pocałunek, zaczątek czegoś, co umownie można nazwać związkiem. Wszystko to na tle wydarzeń, które wstrząsną jej najbliższym sąsiedztwem. Bo 'Broken' to także film o przemocy. Najbardziej spokojny i niepozorny film o przemocy jaki NWwŻPF kiedykolwiek widziało. Pięknie sfotografowany, stopniujący emocje w każdej kolejnej sekundzie. Angielskie przedmieścia pokazane trochę inaczej. Pod idealnym przykryciem skrywają mnóstwo kłamstw, niedomówień i obłudy. Godny podziwu w filmie Norrisa jest także realizm. 'Broken' posiada bowiem to, co NWwŻPF w filmach lubi najbardziej - małe smaczki, które sprawiają, że bohaterowie są w naszych oczach tak bardzo prawdziwi. Gdy Skunk prosi ojca o nowy telefon, widzisz siebie sprzed paru lat, a takich perełek w filmie jest znacznie więcej. 'Broken' to piękny wizualnie i nie tylko film, który mimo, że bywa smutny, to nigdy nie pesymistyczny.


Sugar Man
20. Sugar Man, reż. M. Bendjelloul

Do pierwszej dwudziestki wchodzimy z pieśnią na ustach. Ten dokument nie jest wcale o świetnym, niedocenionym i nikomu nie znanym muzyku. To film o ludziach, którzy mieli z nim styczność i których życie odmieniła jego muzyka. Sposób w jaki o nim opowiadają, ekspresja, ton głosu, pasja w oczach są niedopisania i przyprawia o gęsią skórkę. Podobnie jak jego muzyka Bez wątpienia Sugar Man to postać absolutnie fascynująca i niezwykła, a film o nim jest interesującym spojrzeniem na jego życie, muzykę i specyficzny rodzaj kariery oraz popularności.

19. Soderbergh (Panaceum, Wielki Liberace)


W tym roku aż dwa filmy tego na swój sposób fascynującego amerykańskiego reżysera trafiło do polskich kin.Oba bardzo dobre, jedne z lepszych w karierze, dlatego NWwŻPF postanowiło, że wyróżni reżysera w tym wypadku.. Przede wszystkim nie szkodzić - tak brzmi przesłanie przysięgi, którą każdy młody lekarz składa przed rozpoczęciem kariery. Początkowo wydaje się, że właśnie o tym jest film. Soderbergh kieruje nas na tory medyczno-ekonomicznego dramatu i chce żebyśmy uwierzyli, że będzie rozprawiał o bezsilności jednostki wobec wielkich korporacji farmaceutycznych, które sponsorują i obdarowują 'drobnymi' upominkami lekarzy w zamian za to, że przepisują swoim pacjentom ich produkty. W trakcie całej podróży pociąg ten gwałtownie zmieni swój kierunek kilka razy, żeby nie powiedzieć że wręcz się wykolei.Tak oto finalnie otrzymujemy bardzo dobry thriller, który oprócz tego, że kilka razy nas zaskoczy, to jeszcze buduje w nas napięcie z każdą kolejną minutą. Akcja rozwija się w nim spokojnie,
Stoker
czego nie można powiedzieć o emocjach, które w nas budzi. Soderbergh tworzy dramat trzech aktorów, przy czym jest on całkowicie zdominowany przez kobiety. Znani aktorzy zawsze mają słabość do występów u tego reżysera, nie inaczej jest tym razem. Obok Rooney Mary i Jude'a Law, mamy także Catherine Zeta-Jones w drugoplanowej, ale bardzo wyrazistej roli, nie wiem czy nie najlepszej w karierze. Równie dobrym, a może nawet lepszym filmem jest 'Wielki Liberace'. Tekst o Liberace...

18. Płynące wieżowce, reż. T. Wasilewski

Polska się zmienia. Te zmiany wciąż następują pół kroku po reszcie zachodniego świata, jednak jest to już tylko pół kroku, nie dekada. Może o tym świadczyć chociażby sytuacja polskiego kina i to, że dwa z pięciu najważniejszych polskich filmów roku tak szeroko zajmuje się tematyką gejowską - 'W imię...' Szumowskiej i 'Płynące wieżowce'. Przełom, czy tylko zwykłe uleganie modzie? Na gruncie naszego kraju to faktycznie coś nowego, jednak jeśli spojrzeć szerzej to film Wasilewskiego nie wyróżnia się szczególnie, ot bardzo dobry film branżowy. Mimo, że reżyser na siłę próbuje uniknąć tej szufladki, przekonując że to historia uniwersalna. Ciekawie zarysowany jest wątek relacji głównego bohatera z matką, bardzo luźno nawiązujący do kompleksu Edypa, albo raczej w tym wypadku do kompleksu Jokasty. Film jest również bardzo ładny wizualnie. Na uznanie zasługuje świetna scena przejazdu po kolejnych poziomach piętrowego, betonowego garażu.

Django
17. Kapitan Phillips, reż. P. Greengrass

Tom Hanks znów udowadnia, że na ekranie kinowym może zrobić wszystko. Rolą kapitana transportowego statku porwanego przez somalijskich piratów wraca do najwyższej aktorskiej formy. Nadał bohaterowi taką ludzką twarz i pokazał jak bardzo niezwykłe rzeczy może zrobić zwykły człowiek w obliczu śmierci. Greengrass gra na wszystkich emocjach i doprowadza widza dosłownie na skraj fotela kinowego, żeby na samym końcu dosłownie go w ten fotel wbić. Umiejętnie buduje napięcie i w ciekawy sposób przedstawia różnice kulturalnie. Nie dzieli bohaterów na białych i czarnych, dobrych i złych. Sprawia, że chwilami współczujemy również porywaczom.

16. W imię..., reż. M. Szumowska

Ksiądz Adam (Chyra) jest 'spoko'. Jego podopieczni przepadają za nim. Nie smęci, nie moralizuje, ale wychowuje mądrze. Gra z nimi w piłkę, napije się piwa pod sklepem, za pokutę zadaje bieganie. Bo bieganie jest ważne dla Księdza Adama, pozwala skupić się na myśleniu, ale przede wszystkim jest ucieczką od wątpliwości i słabości. Film rozpoczyna się zresztą sceną biegu. W pięknie sfotografowanych kadrach bohater szarym świtem przemierza lasy. Gołym okiem widać nawiązania do samotnych, wielkomiejskich bohaterów, jak chociażby Brandona ze 'Wstydu' McQueena i przydługawej sceny biegu ulicami Nowego Jorku. W filmie nawiązań jest więcej. Dynia (Kościukiewicz) to istne skrzyżowanie Gilberta Grape'a z village hipsta. Outsider w ponaciąganych swetrach, upośledzony brat, trochę toksyczna rodzina i znów chęć ucieczki. Może właśnie to tak bardzo zbliża bohaterów do siebie. W księdzu, Dynia znajduje bratnią duszę. Milcząca przyjaźń stopniowo przeradza się w coś głębszego, silniejszego. Cały tekst...

Wenus w futrze
15. Labirynt, reż . D. Villeneueve 

'Labirynt' to jeden z lepszych, mocniejszych i ciekawszych thrillerów ostatnich lat. Dennis Villeneueve wciąga nas w ciekawą grę, serwując mnóstwo pytań i udzielając niejednoznacznych odpowiedzi. Jesteśmy również świadkami doskonałego pojedynku aktorskiego.  Z jednej strony minimalistyczny, stonowany i spokojny Jake Gyllenhaal, a z drugiej przepełniony testosteronem, wściekłością i bólem ojca poszukującego córki Hugh Jackman. Ten drugi popełnił chyba tym filmem 'życiówkę', NWwŻPF nie może wyjść z podziwu, że rola ta jest wszędzie tak bardzo pomijana. Przyznać trzeba jednak, że w tej kategorii konkurencja jest ogromna w tym roku.

14. Stoker, reż Chan-wook Park

'Stoker' zachwyca formą. Zapewnia estetyczny orgazm w każdej sekundzie oglądania. Począwszy od wysmakowanej czołówki z pojawiającymi się finezyjnie nazwiskami twórców, aż do napisów końcowych (również w niestandardowej formie), jesteśmy raczeni uciechami wizualnymi na najwyższym poziomie. Park bawi się kamerą, manipuluje światłem, igra z kolorami, dając nam chłodną historię skąpaną w ciepłych odcieniach żółci i czerwieni, wspaniale się komponujących ze sobą na ekranie. Cały tekst...

Holy Motors
13. Django, reż. Q. Tarantino

Tarantino, DiCaprio,Waltz. Czy trzeba dodawać coś jeszcze?

12. Wenus w futrze, reż. R. Polański

Polański genialne podkreśla swoisty paradoks różnic i współistnienia płci przeciwnych. Z jednej strony pokazuje kobietę w roli podrzędnej, jako prezent ofiarowany przez boga mężczyźnie, coś w rodzaju nagrody za bycie mężczyzną. Jednocześnie stawia ją w pozycji dominującej, jako boski dar, coś nadludzkiego. 'Z woli nieba jestem tu, więc się do mnie módl' - śpiewała Renata Przemyk. Reżyser z wirtuozerią doświadczonego perwersa, bawi się, żongluje seksualnością swoich bohaterów. Umieszczając 'na górze' raz jego, raz ją, stanowczo wypowiada się w temacie gender, inteligentnie i z wyczuciem kpi sobie z teorii fallocentrycznej, stawiającej mężczyznę w centrum wszechświata. Cały tekst...

11. Holy motors, reż. L. Carax

Carax zabiera nas w surrealistyczną podróż po różnych etapach ludzkiej egzystencji. Wożąc nas białą limuzyną, w najlepsze bawi się konwencjami, bezczelnie czerpie z klasyków i próbuje znaleźć to co w życiu najważniejsze - jego sens. 'Holy Motors' to kino niełatwe, dziwaczne, nieszablonowe. 'Holy Motors' to kino piękne. I gdy tylko przestaniemy się zastanawiać co ten koleś (reżyser) bierze, zaczniemy odkrywać o co mu tak naprawdę chodzi.

Grawitacja
10. Grawitacja, reż. A. Cuaron

Balet nieważkości pełen piękna i koszmaru, tajemniczości i głębi, wspaniałej przestrzeni i śmiercionośnej pułapki. Cuaron trzyma publiczność w nieważkości zaraz obok astronautów - większość z nas bardziej w kosmosie nigdy nie będzie. Zdjęcia, za które odpowiada absolutny geniusz swojego fachu - Emanuel Lubezki - sprawiają, że jesteśmy tam wraz Georgem i Sandrą, patrzymy na to co oni, atakują nas te same fragmenty stacji kosmicznej. Fabularnie, wiadomo, nic wielkiego, odkrywczego, ot typowa amerykańska historyjka, ale I Don't Care! Cuaron dał mi najbardziej fascynującą i realistyczną kosmiczną podróż ever i to się liczy!

9. Tylko Bóg wybacza, reż. N. Winding Refn

'Tylko Bóg Wybacza', niczym antyczna tragedia, rozpisany jest na trzech aktorów - Julian, Matka i Policjant. Są to jednak zaledwie postaci drugoplanowe, bowiem pierwsze skrzypce w tej historii gra zemsta! Jedynym, który ślepo nie poddaje się jej urokowi jest Julian, czyli jeszcze bardziej milczący, poruszający się w zwolnionym tempie i odwracający w rytm muzyki głowę Ryan Gosling. Jest on typowym bohaterem tragicznym, targanym przeciwnościami losu, rozdartym pomiędzy szacunkiem i bezgranicznym oddaniem matce, a własnymi wartościami i zasadami, którymi kieruje się w życiu. Relacja Juliana z matką to jeden z ciekawszych wątków w filmie. Refn jawnie nawiązuje do historii Edypa. Julian także zabił ojca, a w filmie są sceny, gdzie wydaje się, że kolokwialnie mówiąc, za chwile przerżnie matkę, albo ona jego. Cały tekst...

Tylko Bóg wybacza
8. Rust and Bone, reż. J. Audiard

'Rust and Bone wprawia w nastrój refleksji, melancholii, żeby nie powiedzieć smutku. To twardy film, o twardych ludziach i dla twardej widowni. Oglądając go, trzeba być gotowym na lekką dewastację emocjonalną. Tragicznych wydarzeń nie brakuje w życiu bohaterów, jednak oni wydają się zostawiać to gdzieś z boku, odsuwać na dalszy plan. Starają się normalnie funkcjonować w dalekim od normalności świecie. Starają się po prostu żyć. Audiard, twórca nagradzanego 'Proroka', unika jak może ckliwych i pompatycznych rozwiązań, przez co historia staje się prawdziwa i jeszcze bardziej poruszająca. Dużo w tym zasługi głównych bohaterów, a przede wszystkim aktorów, którzy się w nich wcielają. On, Ali - mięśniak, cham, kobieciarz, twardziel z naturalną dobrocią i głęboko ukrytym wielkim sercem. Ona, Stephanie - pełna życia treserka orek, przykuta nagle do wózka inwalidzkiego, musi nauczyć się żyć od nowa.

7. Koneser, reż. J. Tornatore

'Koneser' to jedna z tych prostych historii miłosnych. Jest on - samotny, zakochany, skrzywdzony, ze złamanym sercem. Jest ona - skryta, pociągająca, igrająca z jego uczuciami, prawdziwa femme fatale. I jest tajemnica - zagadka, która jeszcze bardziej przyciąga go do niej, oplata się wokół szyi i z każdą kolejną minutą zaciska, nie pozostawiając żadnej drogi ucieczki. Cały tekst...

Rust and Bone
6. W kręgu miłości, reż. Felix van Groeningen

Groningen znów opowiada o indywidualistach. Elise i Didier, mimo dzielących ich różnic, zakochują się od pierwszego wejrzenia. On mówi, ona słucha. On jest zachłyśniętym amerykańską kulturą country Belgiem, ona piękną tatuażystką. On jest romantycznym ateistą, ona religijna realistka. Gdy ich córka zapada na poważną chorobę ich miłość zostaje poddana prawdziwej próbie. Cały tekst...

5. Królowie lata, reż. J. Vogt-Roberts

Jest w życiu każdego człowieka takie lato, gdy przestaje być on dzieckiem i wchodzi powoli w świat dorosłych. Gdy kumpel z piaskownicy staje się prawdziwym przyjacielem, a dziewczyna z sąsiedztwa pierwszym zauroczeniem. Właśnie to lato pokazał nam reżyser, odkurzając i spełniając jednocześnie wiele zapomnianych marzeń. Kto z nas bowiem nie chciał w dzieciństwie przeżyć takiej przygody, jak nasi bohaterowie? Uciec z domu i zamieszkać w  leśnym domku, w którym można robić milion najlepszych rzeczy z prawdziwymi przyjaciółmi? Skrajna naiwność tego filmu wszędzie indziej raziła by po oczach, niczym promienie słońca w prawie każdej jego scenie, ale nie tu. Tu jest absolutnie uzasadniona, wręcz pożądana. Czym bowiem byłyby marzenia bez naiwności? Cały tekst...

W kręgu miłości
4. Życie Adeli, reż. A. Kechiche

Adele swoją (miłość) spotkała na przejściu dla pieszych. Minęła ją w zwolnionym tempie, uderzyła w nią z prędkością błyskawicy. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Spotkała Adele, gdy ta szukała siebie, kształtowała swoją osobowość, odkrywała seksualność. Na imię jej było Emma. Znaki szczególne? Niebieskie włosy. Cały tekst...

3. Spring Breakers, reż. H. Korine

Korine stworzył niezwykle spójny film, w którym stężenie kiczu, kampu i absurdu jest daleko ponad normą, ale dzięki konsekwencji autora, kupujemy to i wierzymy mu. Neonową stylistykę, jaskrawe kolory, i rap na przemian z 'hitami' Britney Spears, konfrontuje z melancholią, czy wzniosłymi powtórzeniami niektórych dialogów. W poszarpany sposób portretuje współczesnych, nastoletnich hedonistów i nihilistów. 'Spring Breakers' to przede wszystkim James Franco! Postacią, którą tworzy w prawdziwym życiu gardzilibyśmy, jednak Franco dzięki charyzmie i wielkiemu talentowi przekonuje nas do niej. Alien to gangster, ale w jakiś sposób uroczy i bardzo pocieszny. Scena z fortepianem to mistrzostwo świata! 'Spring Breakers' powinno być przynajmniej na recepty, gdyż ma w sobie wiele z narkotyków, i to tych twardych! Pobudza ciało, rozwala umysł i nie chcesz żeby się skończyło. Spring Breakers Forever?

Spring Breakers
2. Frances Ha, reż. N. Baumbach

Brąz dla złotej dziewczyny w czarno-białych odcieniach. Frances jest tancerką. Samozwańczą artystką. Frances dużo biega. Czasami się przewraca, innym razem dosłownie fruwa. Frances nie ma stałej pracy. Jest wieczną stażystką, liczącą każdy grosz. Frances ciągle się przeprowadza. Bo Frances to taka typowa bohaterka naszych czasów, przedstawicielka pokolenia 'rozglądaczy' - ambitna, oczytana, nowoczesna kobieta, z siniakami na nogach idąca przez życie. No, w przypadku Frances biegnąca. Cały tekst...







1. Polowanie, reż. T. Vinterberg

Polowanie
Słowa. Pomagają w komunikacji, ułatwiają nam życie. Dzięki słowom możemy wyrażać swoje myśli, uczucia, emocje. Słowa tworzą historię, bywają silniejsze od czynów. Czasami jednak słowa mogą niszczyć. Przekonał się o tym Lucas, którego życie całkowicie rozpadło się po tym, jak został oskarżony o molestowanie małej dziewczynki. Vinterberg niezwykle trafnie przedstawia psychozę tłumu, ukazując nieumiejętność ludzi do zachowania w takich sytuacjach. Reakcje mieszkańców niewielkiej miejscowości wydają się chwilami bardzo przesadzone, ale takie są właśnie realia. W środowiskach takich, jak to przedstawione w filmie, nikt nie pyta o prawdę. Wyroki orzekane są w lokalnych sklepach, przy sąsiedzkich płotach, czy też kubku przyjacielskiej kawy. Naturalnym prawem człowieka jest prawo do obrony, jednak Lucas został go pozbawiony. Przed wieloma rzeczami można się obronić, ale nie przed słowami.'Polowanie' celowo w niektórych momentach jest przerysowane, żeby pokazać jak wielkimi i zaślepionymi konformistami jesteśmy. Vinterberg stworzył mocny i wstrząsający dramat psychologiczny, a niesamowita kreacja Mikkelsena dopełniła tylko dzieła. Przepełniony symboliką, z wieloma zapadającymi w pamięć scenami, jak ta w sklepie, czy w kościele, gdzie napiętnowanie Lucasa przywodzi na myśl męczeństwo Jezusa Chrystusa.

Słowem zniewolony

Słowa. Pomagają w komunikacji, ułatwiają nam życie. Dzięki słowom możemy wyrażać swoje myśli, uczucia, emocje. Słowa tworzą historię, bywają silniejsze od czynów. Czasami jednak słowa mogą niszczyć. Przekonał się o tym Lucas, którego życie całkowicie rozpadło się po tym, jak został oskarżony o molestowanie małej dziewczynki.
Vinterberg niezwykle trafnie przedstawia psychozę tłumu, ukazując nieumiejętność ludzi do zachowania w takich sytuacjach. Reakcje mieszkańców niewielkiej miejscowości wydają się chwilami bardzo przesadzone, ale takie są właśnie realia. W środowiskach takich, jak to przedstawione w filmie, nikt nie pyta o prawdę. Wyroki orzekane są w lokalnych sklepach, przy sąsiedzkich płotach, czy też kubku przyjacielskiej kawy. Naturalnym prawem człowieka jest prawo do obrony, jednak Lucas został go pozbawiony. Przed wieloma rzeczami można się obronić, ale nie przed słowami. 
'Polowanie' celowo w niektórych momentach jest przerysowane, żeby pokazać jak wielkimi i zaślepionymi konformistami jesteśmy. Vinterberg stworzył mocny i wstrząsający dramat psychologiczny, a niesamowita kreacja Mikkelsena dopełniła tylko dzieła. Przepełniony symboliką, z wieloma zapadającymi w pamięć scenami, jak ta w sklepie, czy w kościele, gdzie napiętnowanie Lucasa przywodzi na myśl męczeństwo Jezusa Chrystusa.

Polowanie (2013) reż. T. Vinterberg

piątek, 10 stycznia 2014

Sie7em Grzechów Głównych - 2013!

Zanim NWwŻPF podsumuje 2013 rok pod względem tych najbardziej godnych uwagi filmów, trzeba wylać trochę jadu. Podobnie jak w przeddzień Oscarów wręczane są Złote Maliny, NWwŻPF również wyróżni największych grzeszników zeszłego roku dzień przed przedstawieniem rankingu pozytywnego. Poniżej siedem filmów, które może wcale najgorsze nie były - z pewnością było wiele większych gniotów - ale za to bardzo ROZCZAROWAŁY. Filmy, po których NWwŻPF spodziewało się więcej, czytając opisy, oglądając trailery, czy chociażby zwracając uwagę na nazwiska twórców. Oto siedmiu największych grzeszników 2013 roku!


7. Obecność, reż. J. Wan

James Wan pisze sprawny podręcznik historii horroru, wypunktowując rzetelnie wszystkie triki, chwyty i straszne zagrywki, jakie kiedykolwiek powstały i zostały użyte w tego typu filmach. Od upiornej lalki, poprzez przerażającą piwnicę, lewitujące meble, wymiociny, do skrzypiących podłóg i obowiązkowego zegara, zatrzymującego się na trzeciej w nocy. Ziew. Straszy, tworząc dość specyficzny rodzaj zapierających-dech-w-piersiach scen, w których wiemy, że coś się stanie, a on trzyma nas w niepewności, i trzyma, i trzyma wciąż. Kiedy już myślimy, że to fake, wtedy BAM! To co wiedzieliśmy, że się stanie, dzieje się! I już. Grzecznie, poprawnie, i cholernie nudno. Słabe, że facet, którego przełomowa i świeża 'Piła' definiowała filmowe 'porno tortury', natomiast najnowsza 'Obecność', to już tylko tortury - dla widzów.


6. Adwokat, reż. R. Scott

'Adwokat' to w zasadzie definicja tego rankingu. Nie tyle jest to zły film, co rozczarowujący. Bardzo rozczarowujący. No bo Ridley Scott na podstawie scenariusza napisanego przez faceta, który stworzył także tekst do 'To nie jest kraj dla starych ludzi', reżyseruje tak świetnych aktorów jak Michael Fassbender, Brad Pitt, Penelope Cruz, czy Javier Bardem. Co poszło nie tak? Wszystko po trochu, nie zawiedli chyba tylko aktorzy. To trochę jak patrzenie na grupę grzecznych i ułożonych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z wariatem wbijającym się nagle na ich przyjęcie. I nie pomogła nawet Cameron Diaz pieprząca się z samochodem. Jako wyraz najbardziej zuchwałego potraktowania męskich fantazji, osiąga prawdziwą głębie. Głębię banału.



5. Najlepsze najgorsze wakacje

Ten film w zestawieniu znajduje się tylko i wyłącznie ze złości. Złości na całą otoczkę, jaka wytworzyła się wokół tej przeciętnej komedyjki o dorastaniu. Sam, faktycznie niezły Sam Rockwell nie pomógł uniknąć sztampy, nudy i nijakości. Takich filmów, lepszych lub gorszych, widzieliśmy już miliony. Porównywanie 'Najlepszych najgorszych wakacji' z rewelacyjnymi, naprawdę zabawnymi i ciekawie opowiedzianymi 'Królami lata' jest śmieszne i co najmniej nie na miejscu! Za karę z tytułu powinno zniknąć słowo 'najlepsze'.






4. Przelotni kochankowie, reż. P. Almodovar

Zapowiadało się na wielki powrót Almodovara do komedii z początków kariery, takich jak na przykład genialne 'Czym sobie na to zasłużyłam'. Wyszła niestety spora kupa. Almodovar odleciał zupełnie w super-przegiętą stylistykę, tworząc karykatury zamiast postaci i film który wydaje się być połączeniem soft-gej-porno z tanią parodią filmów katastroficznych. Niby było seksualnie, ale nie seksownie, niby prześmiewczo, ale wcale nie zabawnie. Tego lotu Pedro zaliczyć do szczęśliwych z pewnością nie może. Zbyt wiele filmowych brzóz złamało się pod naciskiem tandety.





3. Carrie, reż. K. Peirce

Przerabianie klasyków takiego kalibru jak 'Carrie' to ogromne ryzyko, które rzadko się opłaca. Cóż, Kimberly Peirce zdecydowanie przegrała i to z kretesem. Nowa wersja 'Carrie' mimo świetnej obsady (Julianne Moore i Chloe Moretz) nie dorasta do pięt oryginałowi. Ciężko wciągnąć się w historię, ciężko uwierzyć w dramat tytułowej bohaterki, chociażby dlatego że Moretz jest zbyt ładna do tej roli i pokudłaczenie włosów i ubranie workowatej sukienki niewiele tu zmieniło. Najgorsze jednak w filmie Peirce było to, że najzwyczajniej w świecie śmieszył. Tak, NWwŻPF uśmiało się na tym filmie lepiej niż na niejednej komedii, a to najlepszy dowód, że coś jednak poszło nie tak...



2. Nieulotne, reż. J. Borcuch

Nikt nie rozczarował w ubiegłym roku tak, jak Jacek Borcuch. Jego poprzedni film, 'Wszystko co kocham', to wciąż jeden z ulubionych polskich filmów NWwŻPF. Stąd też poprzeczka poszła bardzo wysoko, a Borcuch nawet się o nią nie otarł. Denna i miałka historia, film tak naprawdę o niczym, dziwna stylistyka Krakowa rodem jakby z lat 80-tych, mimo że akcja dzieje się współcześnie. Wszystko to, mimo, że wizualnie bardzo ładne (zdjęcia Englerta to jedyny plus filmu) to okropnie sztuczne i niespójne. Brawa za odwagę dla reżysera za to, że potrafił przyznać, że film był nie do końca udanym eksperymentem. Co twórca badał? NWwŻPF nie wie i wiedzieć chyba nie chce...




1. Bejbi Blues, reż. K. Rosłaniec

...




wtorek, 7 stycznia 2014

Nienasycony

Matka natura obdarowała mężczyzn dwoma ważnymi organami: sercem i penisem. Niektórym jednak podarowała krwi tylko na tyle, by mogła zasilać jeden z nich. Który? Wiadomo...
Takim facetem wydaje się być Brandon, ale to pozory. Bo 'Wstyd' to film o odczuwaniu, a właściwie jego braku. Brandon, podobnie jak pozostali bohaterowie, robi wszystko żeby nie odczuwać. Uciec od konfrontacji z uczuciami, zmienić się mechaniczne twory, umrzeć. Ale nie fizycznie. Umrzeć wewnętrznie, przestając zupełnie generować jakiekolwiek emocje. To problem współczesnego społeczeństwa, ludzi takich jak Brandon. Żyjących w dużych miastach nic nie znaczących jednostek, introwertyków, skrajnych samotników. Ludzi żyjących w swoich samotnych pustych światach, według określonych przez samych siebie reguł. Niby wolność, a tak naprawdę więzienie. Brandon jest tutaj skrajnym przypadkiem, kilka razy dziennie się onanizuje, od czasu do czasu skorzysta z usług profesjonalistki, czasami wyrwie kogoś w barze. Powtarza, że miłość, zaangażowanie i bliskość to nuda. Wcale nie jest seksoholikiem. Jeśli już jest od czegoś uzależniony to pornografia. Pozwala mu unikać kontaktu z ludźmi, załatwiać potrzeby 'na własną rękę'. Żyć samotnie w chłodnym i bezosobowym mieszkaniu, w jednym z bezdusznych apartamentowców tak bardzo anonimowego miasta jakim jest Nowy Jork. Wybór lokalizacji nie jest przypadkowy. Gdy Carey Mulligan śpiewa na początku filmu w swojej bardzo przejmującej interpretacji piosenkę New York, New York, Franka Sinatry, bohater wzrusza się. Tekst jest o mieście, które nigdy nie śpi. W którym życie funkcjonuje na pełnych obrotach, w rzeczywistości funkcjonuje słabo. Po występie Brandon ociera łzę. Jego szef zauważa, że się wzruszył, a on sam idzie zamówić drinki. Ucieka.
'Wstyd' jest filmem bolesnym. Jest także filmem otrzeźwiającym, przynajmniej na chwilę. Oglądając go w duchu modlimy się, żeby nie skończyć tak jak Brandon. Z kina wychodzimy zdewastowani. Skrajnie smutni i zdołowani, ale bogatsi o pewne doświadczenia. Jakie? Każdy musi sobie sam na to odpowiedzieć i każdy sam musi wyciągnąć lekcję z tego, co tak doskonale prezentuje nam McQueen. Rytm filmu, każda scena, każde ujęcie jest po coś. Nic tam nie jest przypadkowe. Reżyser doskonale stopniuje emocje, budując napięcie w tym kameralnym i z pozoru spokojnym filmie. McQueen nie patyczkuje się z nami, serwując chłodną analizę współczesnego świata. Najbardziej gorzką dlatego, że cholernie prawdziwą.

Wstyd (2011) reż. S. McQueen