niedziela, 30 marca 2014

Karmelove

'Karmel' porównywać można do wielu filmów. Od szerokiej twórczości Almodovara, przez klasyki takie jak 'Stalowe magnolie' po libański odpowiednik 'Seksu w wielkim mieście'. Czy Nadine Labaki czerpie inspiracje z powyższych przykładów? Garściami! Czy tworzy film przegadany? Odrobinę. Czy jej postaci są niczym z opery mydlanej? Chwilami. Czy wreszcie portrety kobiet, które tworzy w filmie są schematyczne, banalne. Tak, ale... No właśnie, pod tym jednym 'ale' kryje się pięć kobiet i faktycznie wszystkie je już gdzieś widzieliśmy. Bo mamy tu dziewczynę zakochaną w żonatym facecie. Jest starsza kobieta, która zmuszona opiekować się chorą siostrą nie zaznała nigdy prawdziwej miłości. Także wątek trzeciorzędnej aktorki, która nie potrafi pogodzić się z upływającym czasem, na casting naciąga skórę twarzy przy pomocy taśmy klejącej, czy też udaje miesiączkę przed koleżankami - jakbyśmy gdzieś już widzieli. Labaki wygrywa jednak szczegółami. Właśnie takie małe detale czynią 'Karmel' filmem wyjątkowym i niezwykle czarującym. Zbierając te kobiety razem, tworzy uniwersalną historię o pięknie i codziennych bitwach, z którymi się mierzą. Żywe i skomplikowane spojrzenie na życie pięciu kobiet w Bejrucie, których losy krzyżują się z atrakcyjną płynnością. Wiele współczesnych filmów koncentruje się na kobiecej solidarności - post-feminizm to wręcz obowiązek! Niewiele jednak potrafi zrobić to tak przekonująco i w takim pięknym stylu jak 'Karmel'. Film idealny na niedzielne popołudnie.

Karmel (2007) reż. N. Labaki

piątek, 14 marca 2014

Nostalgia wampira

Pamiętam, gdy pracowałem jeszcze w kinie, a na ekranach zagościł 'Cosmopolis' Cronenberga, tłumy rozradowanych i podnieconych nastolatek entuzjastycznie kroczyły nie na film, a 'na nowego Pattinsona'. Jakże wdzięcznie patrzyło się na te same wkurzone, tupiące nóżką nastolatki, wychodzące w środku seansu i wykrzykujące: 'Co to ma być?! Co za głupi film!'. Zastanawiam się czy z nowym filmem Jarmuscha jest podobnie. Wampirze historie bowiem, za sprawą wiemy czego, na długie lata zatonęły w bagnach młodzieżowej popkultury i z etykietką dennych romansideł trafiły do jednego kosza wyprzedażowego w Biedronce, z Hanną Monataną i innymi 'bohaterami' naszych czasów. Śmiałkiem, który odważył się podać krwiopijcom pomocną dłoń i przywrócić ich do świata dorosłych jest Jim Jarmusch. Ten indie-dziwak wyssał ze swojej historii cały kicz i banał  tego typu opowieści, pozostawiając jedynie blade twarze, słodką melancholię i nostalgię za starymi, dobrymi czasami. No i soundtrack. Genialny soundtrack!
Jarmusch nie toczy wojen, nie 'jara się' wampirzymi mocami. Skupia się na długowiecznym romansie dwójki wampirów, odzierając go zupełnie ze zbędnego sentymentalizmu. Adam i Eve, Biblijne skojarzenia jak najbardziej na miejscu, podobnie jak pierwsi ludzie na ziemi, żyją w cieniu - ciąży nad nimi swoiste piętno. Karę za ciekawość i nieposłuszeństwo Biblijnej pary, Jarmusch zamienił na konsekwencję wyboru nieśmiertelności, długowieczności. To co miało być przywilejem, okazało się przekleństwem. Szczególnie odczuwa to Adam. Widać, że męczy go świat, męczy go życie, otaczający ludzie, których nazywa zombie. Przy życiu trzyma go tylko muzyka i to, jak bardzo skrzywdziłby Eve swoim odejściem. Bohaterowie z rozrzewnieniem wspominają dawne czasy. Przez dekady obserwowali zmieniający się świat i jego degenerację, dążenie do samozagłady. Zresztą już miejsce zamieszkania Adama - mroczne dzielnice Detroit, wyglądające niczym opuszczone, post-apokaliptyczne miasto, odpowiednio potęguję efekt. 
Jednak 'Only Lovers Left Alive' nie jest filmem pesymistycznym. Nie brakuje w nim inteligentnego, zakamuflowanego humoru i smaczków, takich jak chociażby postać wykreowana przez Johna Hurta, inspirowana Ghost Writerem Szekspira, który jeśli wierzyć plotkom i Jarmuschowi, napisał za niego wszystkie dzieła. Naprawdę mocnym atutem filmu, poza wspaniałą ścieżką dźwiękową jest aktorstwo. Tilda Swinton i Tom Hiddleston stworzyli świeże, pomimo, że żyjące od wieków i pełnokrwiste, mimo że blade postaci współczesnych, zagubionych wampirów, ale przede wszystkim kochanków!
'Only Lovers Left Alive' nie jest typowym filmem o wampirach. Zresztą nikt, kto zna twórczość Jarmuscha chyba się tego nie spodziewał. To film o wampirach, w którym krew działa na nich niczym narkotyk, jest uzależnieniem i który twierdzi, że wysysanie jej z ludzi 'is soo XV Century'. Znajdą się z pewnością żartownisie, którzy powiedzą, że jest inaczej. Są to ludzie, na widok których wampiry z tego filmu głęboko westchną, przewrócą oczami, odpalą na gramofonie piękną płytę i popijając zero rh minus burkną pod nosem: 'Hate Zombies!'

Only Lovers Left Alive (2013) reż. J. Jarmusch