piątek, 4 kwietnia 2014

Za dużo filmów się naoglądałeś, Krzysiek!

Skonieczny w 'Hardkor Disko' trochę bawi się w reżysera. Jest młody, dopiero zaczyna, trudno się dziwić, że podpatruje innych. W każdej sekwencji, pojedynczej scenie widać inspirację jakimś mistrzem. Czy to źle? Niekoniecznie, bo wzorce ma naprawdę świetne. Jak zwykle w takim przypadku rodzi się jednak pytanie, z którym borykam się już od paru dobrych lat: Gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna zwykłe zrzynanie? Gdzie przebiega ta cienka granica? No i przede wszystkim czy Skonieczny ją przekroczył? Zastanówmy się przez chwilę.
Już protagonista jest istną kalką bohaterów granych przez Ryana Goslinga w filmach Refna. Twardy, męski, milczący mściciel. Bez historii, bez przeszłości. Pojawia się tu i teraz w zasadzie znikąd. Szuka zemsty. Konotacje z 'Drive' i 'Only God Forgives' nasuwają się więc same. Marcin (rewelacyjny i przykuwający uwagę Marcin Kowalczyk) ma swój określony cel, zrobi wszystko żeby dopiąć swego, czego scenarzyści specjalnie mu nie utrudniają. Nie o to chodzi. Wkracza z butami w życie wyluzowanej, nowoczesnej fancy rodzinki z dużego miasta. Ona pracuje w teatrze, on jest architektem, w liberalnym duchu wychowują dorastającą córkę. Świetnie tu wypada lekka i bardzo prawdziwa scena śniadania, gdzie matka pilnikuje sobie paznokcie u stóp przy stole, a ojciec biadoli na swoją pracę. Gładko przechodzimy do kolejnej inspiracji - 'Funny Games' Hanekego. Oczywiście mniej brutalnie i dosłownie, oraz z zupełnie innych powódek, jednak śmiało można połączyć te wątki. Czego chce od nich Marcin? Domyślić można się bardzo szybko. Trochę za szybko i budowanie otoczki, jakoby ilu widzów, tyle interpretacji filmu niewiele zmienia.
'Hardkor Disko' wygrywa  stroną estetyczną. Statyczne, trochę przydługawe sceny sprytnie przeplatane są tymi dynamicznymi, z doskonale dobraną ścieżką dźwiękową i pięknymi ujęciami. Stare przeboje Bajmu czy Anny German świetnie współgrają ze współczesną muzyką. To naprawdę działa, tworząc spójna i ciekawą całość. Niektórych scen nie powstydziłby się sam Dolan, a sekwencja z domówki jest niczym wyjęta z 'Wyśnionych miłości'. Kolejna inspiracja?
Nawiązań w 'Hardkor Disko' nie brakuje (mógłbym długo wymieniać nazwiska takie jak Jarmusch, czy Kieślowski) i faktycznie bliżej im do inspiracji niż odgapiania. Jednak pozbieranie najciekawszych rzeczy, nawet od najlepszych nie czyni z reżysera artysty i indywidualnej postaci, a co najwyżej zajawionego kinem pasjonata ze świetnym gustem, którym Skonieczny zdecydowanie jest. To co odróżnia go od tych, z których czerpał, to fakt, że mają oni swój indywidualny styl. Czy ma go również twórca 'Hardkor Disko', pokażą jego kolejne filmy, które z pewnością zrobi. I niech robi, bo widać że ma potencjał i z chęcią zobaczę w jakim kierunku się to rozwinie. Co do samego filmu, to przed seansem obawiałem się, że śladem starszych i bardziej doświadczonych kolegów tworzących w Polsce filmy o młodych ludziach, również Skonieczny zrobi film o niczym z rozmywającą się w połowie intrygą ('Nieulotne' Borcucha) lub film szokujący na siłę dla samego faktu szokowania ('Bejbi Blues' Rosłaniec). Na szczęście tak się nie stało. 'Hardkor Disko' to ciekawy portret współczesnych młodych ludzi z kilkoma mocniejszymi akcentami, który mimo niedociągnięć warto zobaczyć.

Hardkor Disko (2014) reż. K. Skonieczny