środa, 12 lutego 2014

#problemypierwszegoświata


Założę się o grube miliony, że znasz Rachel, a przynajmniej kogoś takiego jak ona. W domu młodą żonę starającą się pogodzić wszystkie obowiązki. W szkole przykładną matkę angażującą się w liczne akcje charytatywne i zajęcia syna. W wolnym czasie aspirującą blogerkę/pisarkę trochę bez pomysłu na życie. A gdy nikt nie patrzy, lubiącą wymknąć się na papierosa i poplotkować o seksie z przyjaciółkami trzydziestolatkę, która z pewnością rozszerzone wydanie DVD 'Nimfomanki' nabędzie jako pierwsza - przez internet rzecz jasna.
Lena Dunham niewątpliwie zrewolucjonizowała sposób przedstawiania siebie, filmowego 'ja'. Pokazywania kobiety z jej własnego punktu widzenia, poprzez robienie ze słabości i niedoskonałości, czy to ciała, czy charakteru, mocnych stron i lokowanie ich w humorystycznych, a raczej tragikomicznych akcentach. Ta rewolucja polega przede wszystkim na totalnej szczerości i autentyczności. Zredefiniowała sposób opowiadania i widać, że znajduje coraz szersze grono naśladowców, zwłaszcza w tej sferze niezależnej, indie. Sporo tej inspiracji widać również w 'Afternoon Delight'. Bo Rachel to taka 10 lat starsza Hanna. Ma męża którego kocha, ale nie uprawia z nim seksu od miesięcy. Dziecko, z którym nie potrafi się bawić. Chodzi do terapeutki, którą zamiast pomóc, ciągle 'dzieli się' z nią własnymi doświadczeniami z lesbijskiego związku (przezabawna Jane Lynch). Ot takie małe dramaty współczesnej, znudzonej kobiety. Sytuacja zmienia się, gdy Rachel w klubie dla dorosłych poznaje McKeenę - striptizerkę, która określa się jako 'Sex worker'. Nowa znajoma wprowadza sporo świeżości w schematyczne życie bogatej i trochę zblazowanej pani domu. Pod pretekstem pomocy dziewczynie, Rachel podświadomie widzi szansę na pomoc sobie i naprawę swojej relacji z mężem. Odważne podejście McKeena do seksu fascynuje starszą koleżankę, trochę ją otwiera, ale także w jakimś stopniu nakręca, ekscytuje, podnieca. Żeby nie powiedzieć, że jej imponuje.
'Afternoon Delight' to debiut fabularny Jill Soloway, znanej i cenionej reżyserki serialowej i to widać w filmie już chociażby po aktorach, którzy dosłownie wyjęci są z mniej lub bardziej popularnych produkcji telewizyjnych. Debiut to jednak udany. Jasne, film ma lepsze i gorsze momenty, poczucie humoru chwilami na poziomie żartów z Facebooka i Twittera, etc. Mocną jego stroną są jednak właśnie aktorzy. Słodka Juno Temple i rzadko widywana na pierwszym planie, bardzo utalentowana Katherine Hahn dają piękny popis niezwykle szczerej gry. Sam film to spojrzenie przez bardzo dokładną lupę na typową matkę z amerykańskich przedmieści. Idealny na leniwe popołudnie i zdecydowanie nie tylko dla zdesperowanych gospodyń domowych, wszak zachwycił się nim sam mistrz Tarantino...

Afternoon Delight (2013) reż. J. Soloway

2 komentarze:

  1. Oj masz rację. Lena Dunham to jedna z ciekawszych obecnie postaci w branży filmowej. Pochodząca ze środowiska artystycznego narobiła niezłego szumu swoimi "Girls'. O recenzowanym przez Ciebie tytule nie slyszałem (nie można o wszystkim :). Ciekawa obsada, dodatkowy wabik dla fanów "How i met Your mother", w postaci Josha Radnora. Jeżeli chodzi to słowa Tarantino, to sam nie wiem. Co gdzieś czytam, to czymś się zachwyca :):) Tak jakby czuł się zobligowany do podawania ręki maluczkim w Hollywood :):) Pozdrawiam. Postaram się częściej odwiedzać.

    OdpowiedzUsuń