środa, 2 października 2013

Autodestrukcja

'Gia' jest filmem telewizyjnym ze wszystkimi mniejszymi, czy większymi grzechami tego 'gatunku'. Dostajemy więc odrobinę szablonową biografię znanej modelki, ale co z tego? Siłą filmu Michaela Cristofera, tym dla czego warto go zobaczyć są dwie kobiety: Gia i Angelina Jolie.
Wydaje się, że żadna z ówczesnych aktorek nie pasowała bardziej do roli, niż właśnie Jolie. Zarówno ona, jak i bohaterka w którą się wcielała, to kobiety dzikie, niezależne, o mrocznym usposobieniu i z jakąś tajemnicą w oczach. Może podobieństwo do Gii, a może świetna forma aktorska sprawiły jednak, że Jolie zagrała chyba najlepszą rolę w karierze. Prawdą pozostaje, że materiał do pracy miała wręcz wymarzony. Gia Marie Carangi przetarła szlaki wszystkim wielkim topmodelkom lat 90-tych XX wieku. Pracowała dla największych marek, jej wizerunek zdobił wiele okładek z tą najważniejszą (Vouge) na czele. U szczytu kariery zniszczyło ją uzależnienie od narkotyków. Zasłynęła również jako jedna z pierwszych gwiazd, która zmarła w wyniku powikłań po AIDS. 
Gia w jakimś stopniu była buntowniczką, idealnym wyznawcą wyświechtanej maksymy 'Żyj szybko, umieraj młodo'. Nie był to jednak jakiś głupi, szczeniacki bunt, w celu zwrócenia na siebie uwagi świata. Przeciwnie, Gia mimo wielkiej kariery pozostawała zwyczajną skromną dziewczyną. Jej bunt był bardziej krzykiem i rozpaczliwym wołaniem o miłość, której zawsze było jej mało. Do tego właśnie przekonuje nas reżyser i to udało mu się w tej biografii pokazać.

Gia (1998) reż. M. Cristofer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz